Zrobiłam sobie chwilę przerwy, aby głowa doszła do siebie i ruszyłam na dalsze podboje, a w te końcówka listopada wręcz obfitowała. Na pierwszy ogień Liga Mistrzów z udziałem PGE Skry Bełchatów, następnie udałam się na mecz do radomskiego MOSiRu, a na finiszu miesiąca zajrzałam na Puchar Polski, w którym dzielnie walczył SMS.
Grudzień zapowiadał się fajnie, chociaż już na starcie wyszedł lekki falstart. Przygotowana na wyjazd do Radomia, który miał być gospodarzem jednej z grup Klubowych Mistrzostw Świata, musiałam zmienić plany, ponieważ hala pod rozgrywki nie została ukończona i wszystko przeniosło się do Opola - zupełnie poza moim zasięgiem. Ogólnie rzecz biorąc wyniknął jeden wielki spontan i na trzy dni trafiłam do Częstochowy, w której rozegrano turniej finałowy. Mega intensywny weekend i wyścig z czasem"bo studia". Co prawda w lekkim rozgardiaszu, ale zdążyłam.
Fotograficznie rok zakończyłam niedługo później w Bełchatowie. Dalej to już tylko trzy tygodnie nędzy i rozpaczy z pisaniem pracy licencjackiej w tle. Tradycja rozpoczęcia roku w spalskim lesie została podtrzymana, choć w nieco niespodziewany sposób, bowiem meczem towarzyskim Czarnych Radom z reprezentacją Izraela. Główna motywacja? Mała podróż w czasie. Przyznam się Wam do czegoś.. Mimo upływu lat ilekroć jestem w Spale, przyłapuję się na czekaniu.. aż pojawią się w drzwiach twarze tych, od których ta moja spalska przygoda się zaczęła. I gdy chociaż kilku mogłam znowu zobaczyć, tylko wyobraźcie sobie moją radość :)
Późniejsze plany były rozległe, ale na planach się skończyło. Miesiąc nieobecności, jednak co najważniejsze sesja zdana w pierwszym terminie, egzaminy językowe obronione, porządki w szafie i w głowie odhaczone. Po urlopie zrobiłam kilka zdjęć w rodzinnym mieście odwiedzając KS Lechię Tomaszów Mazowiecki. Był to jednocześnie mój jedyny pierwszoligowy mecz minionego sezonu. W lutym dobrze siedziało mi się u moich spalskich księżniczek. Była dobra siatkówka, sporo fajnych rozmów, w ogóle super :)
Koniec lutego to mecze w Bełchatowie i czas, który poświęciłam na bardzo ważne dla mnie osobiste przedsięwzięcia. Weszłam na zupełnie nowy level w życiu i jestem z tego niesamowicie dumna. Z nową energią mogłam zawitać pod złoty sufit w Radomiu. Wróciła Daria, która zagubiła się gdzieś po drodze tego wszystkiego.
Im bliżej końca sezonu tym intensywniej blokowały mnie uczelniane obowiązki, którym musiałam ustępować miejsca. Znalazłam mimo wszystko chwilkę, aby wpaść na 1/2 Mistrzostw Polski Juniorów. Zawsze miło patrzeć na zdolnych ludzi, których podpatrywało się od kadeta. Za chwilę staną przecież na seniorskim boisku :) W międzyczasie podjęłam kolejną próbę odwiedzenia Rzeszowa, z którego docierają do mnie nieustannie zaproszenia. Kolejne fiasko, kolejne przeszkody.. ALE do trzech razy sztuka (mam nadzieję). Obiecałam i dotrzymam słowa :)
Kolejnym przedsięwzięciem miało być zdobycie Kędzierzyna-Koźle i hali ZAKSY, jednak wyjazd nie doszedł do skutku. Powodem był rzekomy błąd systemu i brak odpowiedzi w sprawie przyznania akredytacji. Ostatecznie byłam na liście akredytowanych, ale samo potwierdzenie otrzymałam dwie godziny przed meczem. Nad skuteczną teleportacją wciąż jednak pracuję :) Podjęłam się zatem zlecenia na turniej JOKERY 2019. Nie moje pierwsze, ale wyjątkowe, bo pod patronatem Glinka Academy. Weekend w Ujeździe z wesołą siatkówką i tłumem ambitnych dzieciaków należał do bardzo udanych. Oprócz fotografowania boiskowych zmagań miałam okazję między meczami odwiedzić Arenę Lodową, uczestniczyć w konferencji, a do tego poznać panią Małgorzatę Glinkę - legendę polskiej siatkówki. Podziwiam podwójnie znane osoby, które mimo tytułów, presji i obowiązków potrafią wciąż być zwykłymi ludźmi, z którymi można pogadać o codziennych błahostkach i wymienić się szczerym uśmiechem :)
Wraz z początkiem kwietnia zakończyłam w łódzkiej Atlas Arenie tegoroczną przygodę z Ligą Mistrzów, natomiast sezon PlusLigi finiszowałam najgorszym scenariuszem, choć w wybornym towarzystwie. Walka o 5. miejsce i dwie najbliższe mi drużyny. Nie przepadam w takich chwilach za klęczeniem przy bandzie z aparatem na nosie. Mnóstwo nerwów, brak skupienia przy pracy i jej mało zadowalające efekty. Są momenty, że chciałoby się usiąść w tłumie i po prostu patrzeć. Rozbita między Bełchatowem i Radomiem. Do końca u boku tych, za których zawsze tak mocno ściskam kciuki bez względu na okoliczności. Do końca, bo teraz zmieni się tyle rzeczy..
Mimo, że musiałam wielokrotnie odłożyć siatkówkę na drugi plan, nie czuję rozgoryczenia. Zmierzyłam się z nowymi okolicznościami, a z każdej wypłynęła jakaś nauka. Wiem jednak, że zawsze można lepiej i bardziej. Do tego staram się dążyć.
Dzisiaj odkrywamy karty nowej reprezentacji. Czas powoli zmieniać barwy i szykować się na biało-czerwone szaleństwo. Zapowiada się ciekawy rok :) Co dalej ze mną? Najbliższa przyszłość wszystko zweryfikuje. Z mojej strony mogę obiecać, że nie będę próżnować. #TajnePlany w toku, haha. Mam nadzieję, że moja praca zbierze kolejne owoce. Małymi kroczkami powoli przed siebie.
I choć pewnie powinnam od tego zacząć, pozwolę sobie podziękować teraz wszystkim, którzy w choćby najmniejszym stopniu pomogli mi w tych podbojach. Dziękuję redakcji Volleyworld.pl za tyle możliwości, szefowym za wyrozumiałość i zaufanie, moim bliskim, starym i nowym znajomym za każdą pomoc. Wszystkim zawodnikom za serce na boisku i multum emocji, które mogłam uwieczniać i dzielić. Miło mi, że tak wiele publikacji cieszyło moje oczy w tym sezonie. Za każde dobre słowo, które zawsze ogromnie motywuje. Cieszę się, że jest tyle osób, które czekają na nowe zdjęcia i moje przygody mimo, że nikt ze mnie nadzwyczajny. Wasza obecność i zainteresowanie dodają skrzydeł! Po stokroć jestem wdzięczna za Was wszystkich i za moją pasję. Do następnego! :)
dariajanczyk.tumblr.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz