Z niemal 80 000 zdjęć powstało około 60 galerii, a na mojej fotograficznej trasie liczącej ponad 7500 km miałam przyjemność odwiedzić Bydgoszcz, Katowice, Częstochowę, Spałę, Radom, Lubin, Zawiercie, Żyrardów, Ostrowiec Świętokrzyski, Bełchatów, Rzeczycę, Ciebłowice Duże, Tomaszów Maz. oraz Łódź - moją bazę wyjściową. W obiektywie znalazły się: Siatkarska Liga Narodów, Klubowe Mistrzostwa Świata, Aleja Gwiazd Siatkówki, All Star Volley, Liga Mistrzów, Liga Siatkówki Kobiet, Plusliga, Puchar Polski, I, II i III liga, kwalifikacje do Mistrzostw Europy U20, Wielki Mecz Marcina Gortata, Ciebłowice Cup, a także mecze towarzyskie, sparingi, treningi reprezentacji Polski seniorów i juniorów. Ponadto miałam przyjemność wykonać reportaż z piłkarskiego meczu III ligi, mini sesję juniorskiej kadry, zdjęcia reklamowe odzieży sportowej i kilka prywatnych projektów. Do tego dochodzące z różnych stron publikacje moich prac - w prywatnych galeriach, pracach dyplomowych, prasie, portalach internetowych. Każda jest ogromnym zaszczytem. Tak samo jak napływające ciepłe słowa. Od Was - kibiców, siatkarzy, kolegów "po fachu", a także wszystkich spoza branży. Dajecie mi ogromne wsparcie i motywację :) Zapraszam na małą podróż przez mój rok 2018.
Wraz z początkiem roku obrałam kierunek spalskich lasów. To właśnie tam - razem z ekipą Szkoły Mistrzostwa Sportowego PZPS, a także w Tomaszowie u boku Lechii i w Radomiu pod skrzydłem Cerradu spędzałam każdą wolną chwilę. Koniec stycznia to powrót do Champions League, do której po raz kolejny przystąpiła bełchatowska Skra.
W luty weszłam z przytupem, porywając się na kolejną siatkarską podróż, aby "zdobyć" nową halę do kolekcji. Siatkówka była najodpowiedniejszym z pretekstów, aby odwiedzić w Bydgoszczy młodą i zdolną Natalię, która kilka lat wcześniej przeprowadzała ze mną wywiad i z którą od tamtej pory stale byłyśmy w kontakcie :) Po dłuższej przerwie wróciłam pod dach hali "Energia". Systematycznie odwiedzałam rodzinne strony, a Walentynki spędziłam debiutując na damskiej siatkówce podczas hitu w Radomiu - Radomka kontra Chemik Police. Dwa dni później na tej samej hali podjęłam ostatnią misję jako dwudziestolatka.
Mimo rosnącej z zewnątrz presji docierałam na niemal każde spotkanie w Radomiu, który stał się moją główną miejscówką ówczesnego sezonu. W międzyczasie wróciłam do Łodzi, aby zrelacjonować Ligę Mistrzów, a pod koniec marca miałam przyjemność zajrzeć do nowej kadry juniorów, której przewodzili trenerzy Mariusz Sordyl i Michał Bąkiewicz. Zastanawiałam się, jak to będzie po ich "złotych" poprzednikach, jednak cała ekipa po kilku minutach rozwiała moje wątpliwości :)
Kwiecień rozpoczęłam od powrotu do bydgoskiej Łuczniczki. Na neutralnym gruncie podjęłam ostateczną decyzję, aby na jakiś czas rozstać się z drużyną Czarnych. Mimo starań i wielkiej sympatii do drużyny pewne sprawy od miesięcy wpływały na mnie niezdrowo. Czułam się rozproszona, a pasja przestała sprawiać mi radość. Ta jednak szerzyła się w moim rodzinnym mieście. Do Tomaszowa Mazowieckiego wróciła wielka siatkówka. Sukcesywnie Lechia brnęła coraz dalej rozsiadając się na dobre w fotelu lidera I ligi. Co prawda ostatecznie uległa częstochowskiej drużynie, jednak towarzyszyłam im z dumą i niezmiennie twierdzę, że jako beniaminek ligi byli największymi zwycięzcami tamtego sezonu. Po finałach zajrzałam jeszcze na plusligowy parkiet i do kadry juniorów, która odbywała sparingi z Finlandią.
Koniec kwietnia to pasmo dobrych informacji, a przede wszystkim tych o powołaniach do nowej kadry seniorów, którą zaczął budować nowy szkoleniowiec, szalony Belg i nadzieja polskiej siatkówki - Vital Heinen. Gdzieś w środku już zawsze będę czuła jakąś wspólną nitkę z moimi spalskimi kolegami, toteż radość z ich obecności na liście była niesamowita. Spontanicznie zawitałam na finał Siatkarskiej Ligi Kobiet, a finalizując sezon ligowy cieszyłam się ze zwycięstwa PGE Skry Bełchatów.
Odpoczynek nie trwał długo :) Swoje studenckie pojedynki rehabilitowałam w Spale. Uwielbiam oglądać siatkówkę zza kulis, a projekt nowej kadry robił spore wrażenie. Niedługo potem spełniłam swoje małe wielkie marzenie, pojawiając się na meczu biało-czerwonych w kultowym katowickim Spodku podczas Alei Gwiazd Siatkówki. Z końcem miesiąca pożegnałam się z kolejnym spalskim rocznikiem - niesamowicie towarzyskim, radosnym i na pewno jednym z najbardziej mi pamiętnych :) Otwierając majówkę zaszczytnie odebrałam fotopowołanie na Siatkarską Ligę Narodów, a następnie popracowałam jeszcze nieco z juniorami.
Chociaż piłka nożna nie jest mi obca, bo to od niej zaczęła się moja sportowo-fotograficzna zajawka, przyznaję, że czerwcowy telefon i propozycja, aby wystąpić w roli fotografa tomaszowskiej drużyny w arcyważnym meczu na stadionie łódzkiego Widzewa, naprawdę mnie zaskoczył. Nie zastanawiając się ani chwili przyjęłam wyzwanie.
Ostatnie dni czerwca przyniosły mi wyczekane ukojenie po ciężkim roku na studiach. Relacje w grupie znacznie się ociepliły i zacieśniliśmy między sobą więzi. Mimo wątpliwości świadomość ogromu wykonanej pracy podpowiedziała, aby dokończyć to, co się zaczęło. Do domu wracałam więc ze świadomością, że w październiku widzimy się ponownie. Ze spokojną głową mogłam wziąć udział w organizowanym przez Gibę All Star Volley. Pojawiłam się też w nowym miejscu i złapałam kilka ujęć w Żyrardowie podczas kwalifikacji do Mistrzostw Europy U20.
Zupełny spontan i milion wątpliwości, ale pojechałam, a razem ze mną cała rodzina. Nowa hala, egzotyczny mecz, niecodzienne miejsce. Mecz Polska - Kamerun w Ostrowcu Świętokrzyskim okazał się naprawdę udanym przedsięwzięciem, a także ostatnią okazją do tego, aby zamienić ze spalskimi kadrowiczami kilka słów i dać im symbolicznego kopniaka na szczęście. Złapałam kilka głębokich oddechów i nie wiedząc kiedy zaskoczył mnie wrzesień, a wraz z nim przyszedł czas na odbycie studenckich praktyk. Przez miesiąc bawiłam się w panią z urzędu i choć przyznam, że nie wyobrażam sobie pracy za biurkiem, zmierzyłam się z rzeczywistością, a przede wszystkim zebrałam kolejne cenne doświadczenie. Ostatnie dni lata były niewątpliwie areną Mistrzostw Świata. Z ręką na sercu przyznaję, że na przestrzeni minionych czterech lat nie było we mnie tak wielkich emocji na meczu Polaków, co podczas tegorocznego czempionatu. Gdy tylu zwątpiło, weszli i wygrali.
Październik zainaugurowałam wyjazdem studialnym w Wysokie Tatry. Piękna pogoda uwydatniła magię kolorów jesieni zarówno po polskiej jak i słowackiej stronie gór, a oczy i serce nie mogły się nacieszyć. Gdy głowa odpoczęła - można było wracać do obowiązków. Z małym poślizgiem rozpoczęłam swój piąty sezon w Pluslidze, a także zbadałam sytuację w spalskiej twierdzy. Odświeżona hala znacznie poprawiła jakość mojej pracy, a tej jest niemało, bo trzeba dokumentować kolejne roczniki mistrzów :) Dużo nowych twarzy, ale atmosfera jak zawsze super.
Nie zagrzałam długo jednego miejsca i postanowiłam odhaczyć następne hale. Spontaniczny, ale jakże udany wyjazd do Zawiercia poszedł na pierwszy ogień, a niedługo później wyczekiwany Lubin. Ten drugi zapewnił mi moc wrażeń, bo uderzenie piłką w głowę skończyło się na wycieczce do szpitala i masie stresu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze :) Po chwili odpoczynku wystartowałam z Ligą Mistrzów w Bełchatowie, odwiedziłam Radom i Spałę, a po tym czekała mnie misja w Częstochowie.
Klubowe Mistrzostwa Świata miałam spędzić na nowej radomskiej hali, jednak w ostatniej chwili zmieniono miejsce rozgrywek i przez nadmiar obowiązków nie byłam w stanie dotrzeć na fazę grupową. Trzy finałowe dni z najlepszymi klubami na świecie choć niezwykle pracowite, okazały się naprawdę ciekawym turniejem, które przemiło będę wspominać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz