7/09/2017

Mistrzowska przygoda .

Emocje powoli opadają.. a więc od początku.

Padła propozycja i postanowiłam przeprowadzić ten eksperyment. Pamiętam jak dziś, gdy po raz pierwszy stanęłam przed nimi w spalskiej hali. Przyznaję.. nie bardzo wierzyłam w powodzenie tej misji. Byłam świeżakiem. Miałam za sobą kilka miesięcy w Pluslidze, pierwsze spotkania z kadrą seniorów i apetyt na więcej. Chyba nie bardzo po drodze były mi wtedy jakiekolwiek młodzieżowe rozgrywki. Opracowany plan ewakuacji po meczu był prosty. Los chciał jednak inaczej.

I to zdziwienie, gdy zobaczyłam stadko buzi, które spotkałam kilka miesięcy wcześniej gdzieś na trybunach hali w Częstochowie czy Memoriale Gawłowskiego w moim rodzinnym Tomaszowie. Na co dzień dzielił nas tylko las i wielka nieświadomość wzajemnego istnienia. Jedna runda wokół boiska, kilka akcji, parę spojrzeń, a dwie godziny później miałam u Pana Leona Bartmana "kontrakt" na kolejne spotkania.


Z każdym kolejnym meczem stawałam się coraz bardziej ich. Porwali mnie charakterną grą, dystansem do siebie, pewnością swoich akcji i niesamowitą atmosferą w zespole. Wiedziałam, że mam do czynienia z wyjątkową drużyną i gdzieś intuicyjnie czułam, że czeka na mnie wielka przygoda, choć niewiele osób na poważnie brało moje wyprawy do spalskiego lasu, gdzie przy pustych trybunach grali młodzi chłopcy, a ja przez 7-8 godzin klęczałam za boiskowymi bandami.


Po pierwszych meczach z moim udziałem COS OPO w Spale zaprosił mnie na podsumowanie minionego sezonu reprezentacyjnego. Odbyła się prezentacja osiągnięć kadetów, a przy okazji odznaczenie seniorów. Dziś mogę przyznać, że kosztem nauki w szkole odbyłam wtedy niezłą lekcję z siatkówki w Spale, haha. Od nieco innej strony mogłam poznać sylwetki chłopaków i poznać historię ich zespołu. Ciekawostką było na przykład to, że ówczesnym kadetom zdarzyło się raz wrócić z mistrzostw bez pucharu. Do tej pory chyba go nie odzyskali.. :) 


Moi rówieśnicy. Myślę, że to też był czynnik, który mnie zatrzymał. Z jednej strony identyfikowałam się z nimi, bo trochę jechaliśmy na jednym wózku. Mieliśmy wspólne pasje i cele, choć w nieco inny sposób je realizowaliśmy. Swoimi sukcesami dodawali mi motywacji do spełniania własnych marzeń. Byliśmy dzieciakami z wielkimi ambicjami i wolą walki o swoje.. z tym, że oni wykrzykiwali to na boisku, a ja kameralnie w sobie. Z drugiej strony mecze w Spale łatały we mnie dziurę, która została po odejściu z gimnazjum. Banda spalskich dzików kubek w kubek przypominała mi moich kolegów z ukochanej klasy sportowej, z której końcem wspólnie nie mogliśmy się pogodzić.


Jak widać męskie towarzystwo chyba od zawsze bardziej mi odpowiadało :) Nie ukrywam jednak, że miałam wielkie kompleksy. Nadal je mam, ale już nie w tak gigantycznym stopniu. Teraz się z tego śmieję, ale rzeczywiście istniała dla mnie bariera. Cóż.. Nie jestem atrakcyjną metr siedemdziesiąt i raczej odbiegam od dziewczyn, z którymi widuje się siatkarzy. Bałam się, że nie zostanę zaakceptowana, a przez swoje uczuciowe podejście do drużyny wyjdę na jakąś maniaczkę. Pewnie dlatego średnio szło mi bycie dziewczyną do pogadania. Po czasie widzę, jak głupie było moje myślenie. W końcu to ludzie tacy sami jak my wszyscy. Z jednymi szybciej, z innymi nieco oporniej, ale na szczęście udało się wejść na właściwe tory :)


Wyjazd na Puchar Polski do Wrocławia był pierwszym wspólnym przystankiem. Takich nóg z galaretki, jak podczas tamtego dnia, nie miałam nigdy. Mecz moich marzeń - PGE Skra Bełchatów, a naprzeciw SMS PZPS Spała. Myślę, że właśnie wtedy po raz pierwszy poza spalskim blaszakiem poczułam w sobie tak wielką dumę z ich powodu. Pisałam o tym TUTAJ. Moje social media regularnie reklamowały sylwetki chłopaków, co wyraźnie procentowało, a miłym efektem ubocznym okazało się coraz częstsze utożsamianie mnie z drużyną.


W przerwie zimowej pognałam dwukrotnie bo Bełchatowa, gdzie rozgrywano turniej w ramach Mistrzostw Polski Juniorów. Z aparatem choć bardziej w odwiedzinach. Miło było móc na większym luzie posiedzieć w hali, większą uwagę poświęcić spalskim kolegom w swoich rodzimych barwach i zamienić z nimi kilka słów poza leśną twierdzą. 


Niedosyt po Wrocławiu przełożyli chwilę potem na rozgrywki pierwszej ligi, które przeszli jak burza i dotarli do ścisłego finału. Wiedzieliśmy, że kończy się pewien etap.. Pobyt rocznika '97 w Spale również. Tłukłam się więc po Polsce na ich mecze, wracałam nad ranem, aby zmienić ubranie i zdać ostatnie egzaminy maturalne. Mówiłam sobie, że jeśli oni dali radę, to ja też sobie ze wszystkim poradzę. O ile ja swoją bitwę wygrałam, finał w Katowicach nie ułożył się po naszej myśli. Na podium kapały łzy, a mi pękało za aparatem serducho.



Wiecie co jest dla mnie najgorsze w tym, że jestem fotoreporterem? Słyszę ostatni gwizdek, kończy się mecz, a chłopaki robotę. Uruchamiane są na boisku i trybunach różnorakie emocje. Dzieją się wtedy niezwykłe rzeczy, a ja.. jak stałam, tak nadal stoję z aparatem na nosie i cokolwiek czuję czy widzę, muszę schować to do kieszeni i zrobić relację. Bez osobistych sentymentów. Jak już mogę sobie poskakać, pokrzyczeć, przybić piątkę czy spróbować rzucić się komuś na szyję, okazuje się, że pół drużyny jest w drodze do pokoi, a kibice zdążyli zapiąć pasy w samochodach. Media wychodzą sobie ostatni i nierzadko muszą na chłodno przestudiować raz jeszcze to, co przez kilka godzin rejestrowali. Chłopaki ze Spały stali się dla mnie podwójnym wyzwaniem. Mistrzowie nerwówek i spektakularnych zwrotów akcji. Mistrzowie pomeczowych cieszynek i nietypowych żartów :)


Rozgoryczenie po rozstaniu w Katowicach nie trwało długo. Nikt mnie nie musiał namawiać, aby zaglądać na treningi kadrowe do świeżo upieczonych juniorów. Nowa kategoria wiekowa, skład niezmienny. Podpatrywałam kulisy boiskowych spektakli, uczyłam się siatkówki i poprawiałam sobie humor, pstrykając przy okazji zdjęcia i spędzając czas wśród mega pozytywnych osób. Kilka godzin tłuczenia piłkami, a ja wracałam jak po tygodniowej kuracji antystresowej. Typowa Daria :)


Jak z każdą moją wolną chwilą, tak i z tą, wyszło tak samo. Nie potrafię usiedzieć w miejscu, nawet jeśli cudem w całej tej bieganinie dostaję od życia w stu procentach wolny dzień. Siatkówka okazała się idealną wymówką na wyjazd gdziekolwiek. Po cichu, jak to mam w zwyczaju, z radomską obstawą wgramoliłam się na trybuny hali w Chęcinach. Jeden z serii sparingów przed mistrzostwami Europy trwał. I chociaż nie afiszowałam się ze swoją obecnością, miło było zobaczyć uśmiechy z boiska na wejściu.


Mistrzostwa Europy w Bułgarii przebolałam przed ekranem komputera. Przyznam, że dziwnie ogląda się znajomych ludzi za szkłem. Każdy mecz dobitnie śledziłam zaciskając mocno kciuki. Znikałam wtedy na te kilkadziesiąt minut we własnym pokoju i gryzłam w nerwach paznokcie. Mecz finałowy oglądałam podczas przeprowadzki do nowego mieszkania przed studiami. Postawiłam laptop na środku pokoju i wierciłam się wśród wnoszących pudła ludzi. Chwilę później mieliśmy Mistrzów Europy, a mi pozostało z uśmiechem urządzać swój kąt. O transfery chłopaków z mojego rocznika byłam spokojna. Takiej dojrzałości w grze mógł pozazdrościć im niejeden PlusLigowiec. Wiedziałam, że od dłuższego czasu byli na celowniku i wniosą wiele dobrego na seniorskie boisko. Co chwilę napływały nowinki transferowe, a z każdą kolejną ekscytowałam się coraz bardziej. I tak niemal cały skład trafił pod skrzydła najlepszych klubów w Polsce.

Długo ode mnie nie odpoczęli, bo tuż przed startem sezonu pojawiłam się na turnieju w Kozienicach. Odwiedzałam to miejsce jako mała dziewczynka, także podwójnie miło było się tam pokazać. Po meczach otrzymałam raporty od chłopaków, że wybrane kluby spełniły ich oczekiwania i wszystko ma się ku dobremu. Mogłam wracać :)


Sezon wystartował, a ja wróciłam do Bełchatowa i Spały. Brakowało mi tych miejsc i ludzi, ale mimo wszystko czułam jakiś niedosyt. Skrę od początku odwiedzały nowe kluby spalskich absolwentów, a więc korzystałam z każdej okazji. Wierzcie mi lub nie, ale obecność chłopaków dodawała mi wtedy skrzydeł. Coroczną "inspekcję" hali w Radomiu odbyłam niedługo potem. Poczułam się tam tak dobrze pod każdym możliwym względem, że zostałam na niemal cały sezon. Z pośród wszystkich klubów chłopaków było mi tam najbliżej. W sezonie miałam zawsze dobre połączenie, zapewniony nocleg u rodziny i znajomych na hali z poprzednich sezonów. I chociaż nie raz z pełnym bagażem wybiegałam z uczelni na dworzec, by tłuc się przez kilka kolejnych godzin w rozpadającym się PKS-ie, to zawsze było warto. Choćby dlatego, aby mimo dzielącej siatki, zobaczyć spalską rodzinkę znów razem. Aby samej poczuć się znowu jak kiedyś. Czy tam wrócę? Chciałabym.. ale trochę się pozmieniało.



I tak zanim się obejrzałam, minął nam sezon klubowy. Po roku cała familia, ze mną na ogonie, wróciła na stare śmieci do Spały. Bardzo miło było móc znów spędzić z nimi czas, a do tego w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Po intensywnym sezonie w PlusLidze niesamowicie dojrzeli i połączyli swoje siły w potężny monolit, którym postanowili postawić kropkę nad "i". Ostatnią prostą przed wyjazdem do Czech była seria treningów w Bełchatowie. Tam też na chwilkę zajrzałam.


Pod koniec czerwca w ostatecznym składzie ruszyli podbić świat. Byli faworytami, ale nie chcieli mieć z góry zakładanych medali. Jechali tam walczyć, podczas gdy ja rozgrywałam własne bitwy z egzaminami na uczelni, przez co mój późny przyjazd do Brna. Nie tylko oni planowali te mistrzostwa. Rok knucia przeciwko całemu światu. Jeśli nie drzwiami to oknem. Oni tam dotarli, to i ja dam radę. I dałam :) Co prawda spaliłam niespodziankę, bo przez przypadek przed treningiem znalazłam się pod halą i nie było już jak uciec, ale widocznie tak miało być. Potem było już tylko lepiej.


Półfinał z Brazylią zaliczyłam do najgorszych spotkań w mojej fotograficznej karierze. Szczerze nienawidzę Was chłopaki za ten mecz i nerwy, które na nas wszystkich wtedy zrzuciliście, haha. Rodziny modliły się na trybunach, zagraniczni kibice podskakiwali co akcję z wrażenia, a ja umierałam za bandami chyba ze sto razy. Myślę, że już tamtym starciem wygrali te mistrzostwa. Łzy chłopaków roztopiły i mnie. Jeśli mam być szczera, musiałam obejrzeć powtórkę, bo nic a nic z meczu nie pamiętałam. Całą noc spędziłam wtedy nad zdjęciami. Z nerwów nie mogłam spać, a przygotowując galerię ciężko było mi powstrzymać płacz. Usnęłam dopiero nad ranem z głową na laptopie, który z resztą przed finałem musiałam wyczyścić, bo cała klawiatura pokryta była skrystalizowaną solą z łez.


Finał rządził się swoimi prawami. Byłam jednak dziwnie spokojna. I chociaż chciałam, aby tamta chwila trwała wiecznie, to koniec pewnej przygody zbliżał się nieubłaganie. Chłopaki bawili się z Kubańczykami i bez straty seta zwyciężyli swój czterdziesty ósmy mecz z rzędu zostając Mistrzami Świata. Zrobili to. Zapisali piękne karty w historii. Spełnili nasze wspólne marzenie. Lata ciężkiej pracy i ciągłych wyrzeczeń tych młodych ludzi oraz ich najbliższych zostały nagrodzone. Serducho pękało z dumy!



Może to trochę nieracjonalne z mojej strony.. to przywiązanie. Myślę jednak, że coś musi w tym wszystkim być, skoro właśnie oni stanęli mi na drodze i co ważniejsze, że chciałam, aby na niej zostali. Sama byłam zdziwiona, bo chyba nigdy wcześniej nikt mnie tak nie zaczarował. Nawet nie wiecie, ile radości w ciągu tych dwóch lat wniosła w moją codzienność ta drużyna. Oni sami pewnie nie wiedzą. Jedyne co mogłam im zaoferować od siebie to pamiątka na przyszłość w postaci zdjęć, szczere wsparcie i obecność w różnych miejscach, do których zaglądali na starcie swoich karier. Oni mieli siebie, a ja miałam ich. Stali się dla mnie taką drugą rodzinką, pchnęli do walki o samą siebie i swoje marzenia. Moje serducho zawsze gra razem z nimi, chociaż zwykle stoję w ich cieniu. Mają we mnie ogromnego kibica na boisku i w życiu prywatnym. Są dla mnie jak bracia, mimo że na przestrzeni tych dwóch lat przez ludzi z zewnątrz byłam swatana już chyba z każdym z nich, haha. Za takim zespołem można na koniec świata. Są wspaniałymi ludźmi i wartościowymi zawodnikami. Namieszają w polskiej historii jeszcze nie raz. Zasłużyli na wszystko co najlepsze! Wierzę, że przyjdzie taki dzień, gdy spotkamy się w podobnym składzie podczas reprezentacji Polski seniorów.

Dzięki Drużyno! :)

4 komentarze:

  1. Robisz świetne zdjęcia! To naprawde bardzo urocze jak zżyłaś się z chłopakami, a ten post pokazuje, że tak naprawdę są oni zwyczajnym ludźmi z wielkim talentem do grania w siatkę. Życzę Ci więcej takich wspaniałych znajomości i jeszcze więcej tak dobrych zdjęć!!❣:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś wielka, podziwiam Cię. Dzięki za tak wspaniałe zdjęcia, które były relacją z przygotowań chłopaków na mistrzostwa i z samych mistrzostw. Płakałam podczas wręczenia medali, widziałam Cię w telewizji jak biegasz z aparatem, robisz zdjecia i pomyślałam że musisz być naprawde twarda żeby się nie rozpłakać. Tak trzymaj i powodzenia

    OdpowiedzUsuń