4/07/2015

Dare to live .


I gdyby trzy miesiące temu ktokolwiek opowiedział mi o tym, co przez ten czas się wydarzyło, mam pewność.. wyśmiałabym go. Dziś kilka słów o pasji, miłości, łataniu dziury i zmianach w życiu szarej marzycielki. O mnie. Pisałam tutaj chyba o wszystkim, ale o siatkówce najmniej. Nigdy nie miało to tak dużego wymiaru jak teraz. Ba, większości z Was ten temat pewnie wcale nie interesuje. Ale jeśli już to czytasz, wiedz, że chodzi tu o znacznie większą kwestię niż siatkówka czy zdjęcia. Mam nadzieję, że może właśnie ty znajdziesz tutaj swoją własną łatę. Odwagi!

Czasami trudno wyczerpująco odpowiedzieć na wasze facebook'owe czy instagramowe pytania. Oby ciekawi poczuli się tutaj usatysfakcjonowani :)  
Siatkówka to najbardziej zespołowy sport spośród wszystkich dyscyplin. Wstyd trochę, ale dopiero w gimnazjum zaczęłam uczyć się odbijania piłki. Zawsze jednak wierna byłam wielkim nazwiskom przed telewizorem podczas rozgrywek reprezentacji. Dawno, dawno temu przywiało mnie na halę do Bełchatowa, gdzie musiałam i ja powalczyć na boisku. I najśmieszniejsze jest, że ten mój bełchatowski debiut okazał się turniejem tanecznym. Udało się wyjechać z nagrodą, ale bez świadomości stąpania po tak istotnym gruncie - po boisku mistrzów. W przeznaczenie i przypadki wierzę mniej lub bardziej, ale coś w tym musiało być, bo kilkakrotnie wracałam [zupełnie nieświadomie] do tamtejszej hali. Zawsze miałam dosyć dziwne poczucie bliskości z tym miejscem. Wtedy zaczynałam już praktyki kibica SKRY :) Ale że moje otoczenie niezbyt o to dbało, mnie też najzwyczajniej to nie porwało. Po kilku latach wróciłam. Totalnie zielona, ale z wielkim entuzjazmem, jako szkolny gracz i kibic z prawdziwego zdarzenia. Zaczęło wciągać i już nie było przebacz, haha. Rozpoczęły się zatem pierwsze rozkminy z klasową ekipą, także SKRA od tamtej pory jest tematem każdego szkolnego dnia [nie żeby nam to czasem utrudniało uczniowskie życie, haha]. Mecze uzupełniałam zamiłowaniem do zdjęć, co zaczęło pochłaniać mnie bardziej od klaskania i krzyczenia wśród tysięcy ludzi. Coś mnie tknęło i pozazdrościłam biegającym przy boisku reporterom z kilometrowymi obiektywami, haha. Już chyba na zawsze utkwił mi w głowie ówcześnie najbardziej niepoważny tekst "Teraz się śmiejecie, ale zobaczymy za parę lat. Ja kiedyś tam stanę, choćby nie wiem co." Sama się z tego śmiałam, bo nie było dla mnie w tym nic realnego. Z zazdrością przeglądałam profile na portalach społecznościowych i podziwiałam młodych szczęśliwców, a sama noce spędzałam na obróbce własnych zdjęć i podziwianiu złapanych emocji. Z technicznym dylematem dotyczącym mojego sprzętu napisałam do jednej z redaktorek. Po godzinach rozmów o wszystkim i przy odrobinie własnej obudzonej odwagi dostałam szansę wystąpienia za nią w zastępstwie. Kilkanaście dni później stałam przy bandzie z plakietką mediów i byłam najbardziej zestresowaną osobą na świecie. W międzyczasie natknęłam się na ogłoszenie innej redakcji, gdzie bez chwili namysłu wysłałam zgłoszenie, aczkolwiek wiary i nadziei nie było w tym ani grosza. Dzień później przynależałam już do dwóch stron. Tak się zaczęło.. życie na krawędzi i łamanie własnych granic. Dla małego człowieka żyjącego w pudełku własnych kompleksów i zasad to naprawdę przełom. Śmieję się, że od przeżywającego kibica gorszy jest tylko przeżywający kibic-fotograf. Czasem ciężko to zespolić, ale połączenie tych dwóch pasji stało się moją łatą na pustej codzienności, miłością, uzależnieniem i czymś, czego zawsze szukałam. Zaczęłam żyć - ryzykować i walczyć o swoje.. spełniać marzenia. Spacery pod pełnymi trybunami pozwoliły zyskać na odwadze. Milion wiadomości, rozmów, pytań i opinii dało mi poczucie, że to ma sens. A każde docenienie moich prac przez samych siatkarzy to skrzydła do nieba i wielka nagroda. Nie ma pustych kadrów.. Przed pstryknięciem wkładam serducho i uruchamiam niespełnioną artystyczną wizualizację. Wszystko zawsze z myślą o Was i trochę o sobie.. dla własnego samozadowolenia [mimo że jak na perfekcjonistkę przystało to raczej rzadko spotykane, haha]. Adrenalina meczy to jedno. Fotografia tych wszystkich akcji i emocji to drugie. W tym wszystkim są jednak główni bohaterowie. Zawodnicy. Uznawani za wszystkich.. mistrzów świata, celebrytów, gwiazdy telewizji, internetu, środki reklamowe, maszyny do wygrywania wszystkich spotkań, rozdawania autografów.. a najmniej za ludzi takich jak my, mających uczucia, swoje siły i nerwy. Pytacie, jak to jest przy nich pracować.. Kiedy wchodzę na halę i witają mnie te cudowne uśmiechy, świecące oczy i niebywałe poczucie humoru, czuję się jak w domu. Jest w tym takie rodzinne ciepło i coś, co zdecydowanie mnie nakręca. Nie spotkałam żadnej innej drużyny spośród tylu wspaniałych, która emanowałaby czymś podobnym. Za to strasznie ich cenię.

Mimo zawrotnego tempa jestem świeżakiem i bardziej przypominam kogoś w stylu 'przyczajony tygrys, ukryty smok' niż fotoreportera. Ale będzie coraz lepiej :) Wiem, że to wyjątkowa sprawa i chcę o to mocno dbać. Były oczywiście i pierwsze zachłyśnięcia, ale mam nadzieję, że bez sodówki się obejdzie, haha. Patrząc na niektórych po fachu.. aż mi smutno, bo gwiazdorstwa i fałszywości nie znoszę. Dlatego nie chcę dążyć do bycia jak oni lub ich cienie.. nawet, jeśli są kimś i wiele osiągnęli lub rosną w oczach siatkarzy. Chcę być sobą. Dobrą fotografką i osobą, do której i zawodnicy i kibice będą szczerze się uśmiechać :) Jestem trochę zachłanna.. ale małymi krokami dam radę i osiągnę swoje everesty. Wszystko z czasem, wierzę w to. W końcu każdy od czegoś kiedyś zaczynał :) Nie byłoby tego wszystkiego bez moich bliskich, ich wiary i mocnych kopniaków, które pchały mnie i wciąż poszerzają horyzonty. Jestem osobą, którą bardziej motywuje pochwała niż krytyka. Chociaż.. i w mocnych słowach wiele się zawiera, a to praktykuje częściej moja rodzina. Wiem, że mi kibicują, ale starają się dawać poczucie, że mogę lepiej i bardziej. Czując ich niedosyt piętnuję w sobie upór i chęć udowodnienia, że stać mnie na więcej. 

Wiele się zmieniło.. również poza boiskiem. Czasami czuję presję, ale czy można wyobrazić sobie cokolwiek lepszego od życia własnymi marzeniami? Spełniajmy je, pomagajmy w tym innym i nigdy nie zapominajmy kim jesteśmy, skąd jesteśmy i dzięki komu to wszystko mamy :)



PGE Skra Bełchatów on my pics

11 komentarzy:

  1. Czekałam na ten post :) Bardzo miło się czytało. Mamy wiele wspólnego. Marzę o tym aby kiedyś stanąć na meczu Skry i latać wszędzie z aparatem <3 Na razie jestem za młoda, bo wiem że muszę skończyć 18 lat. Jeszcze tylko troche mi zostało i tylko gdy skończe te nieszczęsne 18 lat zacznę spełniać swoje marzenia. :) Dziękuję :) świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis! dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisan, takie bardzo prawdziwe....kurde zazdroszczę Ci tego wszystkiego....a teraz pytanie z innej beczki, ile masz lat? =D

    OdpowiedzUsuń
  4. Daria miszcz słowa!! :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaaaaazdro tyle mogę napisać, ale już widziałam na meczu, że fotografia to twoja pasja, jak biegałaś od jednego końca hali, do drugiego, by wyłapać te najlepsze akcje. A tym postem jeszcze bardziej utwierdziłaś mnie w tym przekonaniu. I może, jak będę 28.04 w Bełchatowie to uda nam się przez chwilę pogadać ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) :) Pewnie! Jak tylko obie będziemy to śmiało zagaduj :)

      Usuń
  6. trenowałam przez kilka lat siatkówkę i byłam niezła ;) uwielbiam ten sport! fajny post! :)

    http://lamodalena.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam ten post z zapartym tchem :) po prostu pięknie to opisałaś :)
    Doskonale wiem co czujesz, bo tak jak Ty zajmuję się mediami. Co prawda, nie robię zdjęć, ale piszę artykuły, relacje, przeprowadzam wywiady :) i tak samo wszystko wokół siatkówki :) znam to uczucie, gdy wychodzę z hali po meczu i już odliczam dni do kolejnego spotkania, kiedy tylko będę mogła usiąść za bandami :)
    Spełniaj marzenia! Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuję :)
      Oj tak, odliczanie i tęsknota już po samym wyjściu z hali to całkowita prawda!

      Usuń